Noc z Ha Noi do Hue spędziłam w czymś co nazywa się "sleeping bus". Niby wszystko jasne - leżysz sobie na siedzeniu, które się rozkłada i smacznie śpisz - to tak w teorii. W praktyce - w autobusie było 38 osób (tyle jst miejsc), bagażeleżaly na ziemi i niektorzy byli dosłownie zasypani plecakami. Ja naszczęście miałam miejsce na górze. Autobus był raczej nie pierwszej młodości, ale jechał. Współtowarzysze w tej drodze, a to chrapali, a to smarkali, a to czymś dzwonili i pachnieli... :) także noc raczej nie przespana. Zaliczam to do uroków lokalnej komunikacji.
Niestety w Hue pada. Prognozy jednak się sprawdziły, a na najbliższe dni nie zapowiadają nic dobrego. Chyba zostanę tu tylko 2 dni. No ,ale nie jestem z cukru, więc pół dnia maszerowałam w deszczu i podziwiałam Zakazane Miasto i spokojne (w porównaniu z HaNoi) uliczki.
Obiadek - czyli "glut" ryżowy z mięsem krewetek, zawinięty w liść bananowca. Całkiem dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz